Ostatnia Dzielnica

1. Początek

Na dworcu czekała za mną cała ekipa. Wychodząc z pociągu wkurwiła mnie zgraja gimbusów poubieranych w rurki i obcisłe bluzki z tanimi Full cap`ami na głowach. Po krótkiej wymienia spojrzeń dobiłem do Bochena i Drybusa. Po chwili doszedł jeszcze Krisow z Madejem. Jestem Marcin, ale wolę Francuz. Razem z kumplami mamy po 17 lat, no z wyjątkiem Krisowa, którego głupota usadziła po raz kolejny w 3 klasie gimnazjum. Bochen ogarnia towar dla całej ekipy, z tego co mi wiadomo większość naszej dzielnicy bierze od niego prochy. Drybus jest moim sąsiadem od momentu gdy przeprowadził się tu z innego miasta. Twierdzi że wywalili go ze szkoły za rozpierdol na lekcjach i wdawanie się w bijatyki. Jest jeszcze Śliczna, ale ona nie mieszka na naszym osiedlu, no i Madej, którego siostra uznawana jest za osiedlową dziwkę. Ponoć daje każdemu za browara chociaż trudno jest mi w to uwierzyć. Wszyscy wywodzimy się z "Manhatanu", dzielnicy uważanej za najgorszą w całym mieście.
Po wyjściu z dworca poszliśmy na przystanek Autobusowy. Na nasze szczęście w naszą stronę jechał tylko jeden autobus. Więc byliśmy skazani chwilę poczekać za dogodnym środkiem transportu. Po chwili czekania Bochen wyciągnął z kieszeni paczkę LM`ów i poczęstował każdego. Zapaliliśmy sobie i chwila spokoju właśnie się skończyła. Z chwilą nadjechania autobusu Bochen wyciągnął telefon i zadzwonił do starszego brata. Powodem tego było kilku typków siedzących na tyle autobusu. Od pewnego czasu mamy wiecznie problemy z pewną ekipą z innego osiedla. Wywyższają się i czują się lepsi od nas bo ich starzy są bardziej nadziani niż nasi i chodzą do prywatnych szkół. Udają cwaniaków a każdy z nich jak przychodzi co do czego biegnie z płaczem do starszych kumpli. Każdy z nas usiadł pojedynczo. Drybus stanął tylko niedaleko miejsca gdzie siedziały te brudasy i zaczął coś do nich mówić. Nie wiem sam co. Z plecaka wyciągnąłem słuchawki i odpaliłem sobie muzykę. Większość z naszej paki słuchała rapu. Tylko Bochen gustował w cięższych brzmieniach ale z reguły nikomu z nas to nie przeszkadzało, w końcu mieliśmy bardzo duże zniżki jeśli chodzi o prochy.Podróż na Manhatan trwała 15 minut. Na przystanku przed dzielnicą mieli wysiąść ci "lepsi". Odwróciłem się do siedzącego za mną Krisowa. Spojrzałem na niego i na tamtych, Krisow kiwną głową. Schowałem słuchawki do plecaka i przygotowałem się do opuszczenia Autobusu. Jako jedyny byłem skazany wysiadać poza granicami Manhatanu, ponieważ mieszkałem prawie że na obrzeżach osiedla. Pożegnałem się z kumplami i wysiadłem z autobusu. Lepsi wysiedli tuż za mną. W czasie drogi krzyczeli coś do mnie. Odwróciłem się tylko z tekstem że mają się odpierdolić. Pośmiali się trochę i skręcili na swój plac. Po przejściu przez park, który stanowił granicę pomiędzy nami a nimi byłem wreszcie w domu. 

2. Ryj nie szklanka, nie stłucze się. 

Po powrocie do domu, przywitałem się z rodzicami. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu cieszył mnie widok własnego łóżka. Ledwo zdążyłem się położyć, kiedy dobiegło mnie wołanie. -Francuz!! Z wielkim bólem wstałem z miękkiego łózka by zobaczyć kto zawraca mi głowę. Pod blokiem stał Bochen. -Co??!! - krzyknąłem. - Idziesz po Śliczną??!! To pytanie spowodowało odpalenia moich szarych komórek do przemyślenia ów sytuacji. Po chwili namysłu opróżniłem plecak, zabrałem tylko bluzę i słuchawki. -Mamo wychodzę! -  i już mnie nie było. Śliczna mieszkała na drugim końcu Manhatanu, taka trochę bogatsza część, dlatego mówiliśmy że nie mieszka na osiedlu. Po drodze spotkaliśmy paru ziomków, ogólnie na ulicy był spokój. Wszyscy swoi więc nie mieliśmy się czego bać. Gorzej jednak było gdy przekraczaliśmy park. Od bardzo dawna stanowił on granicę pomiędzy osiedlami. Dochodziło tam do dosyć częstych bójek i interwencji psiarni, która oczywiście bardziej uwzięła się na nas. Kochaliśmy nosić nisko opuszczone spodnie, jednak zawsze gdy dochodziliśmy do parku każdy z nas podciągał je tak aby w razie konieczności móc szybko spierdolić. Śliczna była rok starsza od nas, a na widok jej koleżanek każdy nas drapał się po spodniach. Kochała się w Krisowie, który mimo swojej głupoty zaskakiwał nas całkiem dobrymi pomysłami. Również jego podejście do Ślicznej było dosyć normalne. Śliczna jak zawsze czekała za nami pod Pachołem. Jeden z dwóch sklepów monopolowych na osiedlu. Bochen wszedł do sklepu, przez otwarte drzwi krzyknąłem mu tylko że chce jednego browca bo mam dosyć. Śliczna usiadła na parapecie tuż obok mnie. -Co u ciebie Francuz? - zapytała. -Spoko, wiesz jak u mnie. - odpowiedziałem. - Słyszałam że twój starszy razem z resztą znów musieli iść do brudasów. Prawda to? - Taaa, znów gliny zrobiły mi wlot - odpowiedziałem. Na Manhatanie mieliśmy jedną dużą ekipę, która dzieliła się na mniejsze grupki. Jedna z nich, w której mniej więcej był mój ojciec razem ze starym Madaja mieli porachunki z pewną ekipą z GNS`u. GNS to ekipa, której fanatyzm polegał na kibicowaniu jednej z dwóch drużyn piłkarskich w naszym mieście. Co za tym szło, my kibicowaliśmy innej. Gdy dochodziło do meczy obydwu drużyn, dochodziło również to bójek między kibicami.
Po chwili ze sklepu wyszedł Filip. Przezwisko Bochem wymyślili mu starsi, jak był mały mama kazała mu kupować bochenek chleba. U Pachoła, zawsze powtarzał - Poproszę bochemek chleba. Za dzieciaka długo miał problem z wymową N i M.
Schowaliśmy browary do plecaka i poszliśmy na zajezdnię, która była naszym ulubionym miejscem na posiedzenie. Większość wiary z osiedla wpadała na zajezdnię. Rzadko zdarzało się gościć tam kogoś innego, jednak ludzie z poza Manhatanu często u nas nie przebywali. Tylko kiedyś, gdy otwarli u nas Dino. Jednak częste interwencje policji spowodowane licznymi kradzieżami skłoniły do zamknięcia sklepu.
Usiedliśmy na ławce przy zajezdni. Z plecaka wyciągnąłem wcześniej kupione browary. Każdy z nas lubił sobie popić, jednak tego dnia miałem dosyć. Byłem totalnie wypompowany po podróży. Z powodów że gliniarze zrobili mi wlot na chatę żeby zgarnąć starego, mama wysłała mnie do ciotki na wieś jakieś 20 km od miasta. Do szczęśliwego pobytu wystarczyło mi jedyne kilka skrętów od Bochema. Śliczna wyciągnęła telefon i włączyła muzykę. Po chwili za zakrętu wybiegł Drybus. - Kurwa!! - Co jest?? - zapytałem - Ja pierdole, byłem u Brudów - odpowiedział Drybus - I co? - zapytała Śliczna - Chcą się pizgać - odpowiedział Drybus ciężko oddychając - Kiedy? - Dzisiaj o 19. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po Krisowa żeby powiedzieć o co chodzi. Śliczna w tym czasie zadzwoniła po Madeja. Obydwoje zjawili się po krótkim czasie. Krisow oczywiście najbardziej zapalony w boju przyniósł ze sobą teleskopową pałkę. Spojrzałem na niego i popukałem się po głowie. -Kurwa! Głupi jesteś czy pojebany? Na to Krisow odpowiedział: -Nie, a ty co się sapiesz? -Nie sapie się, tylko na chuj ci ten badyl? Zapytałem. Krisow podrapał się po głowie. -Żeby mógł ci go włożyć w dupę - odezwał się Drybus. - Żebym czasem tobie nie włożył, jak ci mało - odpowiedział w śmiechu Krisow. Do rozmowy włączyła się jeszcze śliczna: -Francuz, nigdy nie wiesz co się wydarzy, sam byś sobie coś zabrał. Spojrzałem na Śliczną która swoim pociągającym spojrzeniem patrzyła mi prosto w oczy i kiwała głową. -Chuj, obejdzie się - odpowiedziałem, odwracając się. Odszedłem od reszty i usiadłem na kamieniu przy zajezdni. Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania, musiałem zapalić. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę fajek, ręce trzęsły mi się tak mocno, że po raz pierwszy miałem taki problem przy wyciąganiu szluga z paczki. Trochę się zdziwiłem. W myślach zadawałem sobie pytanie: - Jak to będzie??? ... Wciąż tyko to krążyło mi po głowie. Bochen wydawał się również zdenerwowany, cały czas się kręcił. Nie mógł ustać w miejscu. Po chwili usiadł koło mnie. -Stary, kurwa... dlaczego? - Co dlaczego? - Spytałem spoglądając na Bochena. -Dlaczego nas to kurwa spotkało, a nie innych. Niedługo zaczniesz się zastanawiać czy w ogóle wrócisz żywy do chaty, bo jak im się się coś nie spodoba to masz przesrane. -Nie panikuj. Zawsze możemy zadzwonić po resztę osiedla jak coś pójdzie nie tak. - Odpowiedziałem, strzepując popiół z papierosa. Podszedł do nas Drybus. -Co jest kurwa? Damy radę. -Wiesz ilu ich będzie? - Zapytała Śliczna. - yyyyy...- Odpowiedział Drybus. - Noooo?? Wiesz czy nie wiesz? - Ponoć 15 - Odpowiedział Drybus nie pewnym głosem. -Ilu kurwa??!! - Zapytał Bochen wstając. -15! -No to kurwa zajebiście. Już wygraliśmy.. -Powiedział Bochen kopiąc puszkę po piwie.
- Ej Drybus?... - Zapytał Krisow wstając z murku. - Co jest? - Odpowiedział Drybus wyciągając telefon z kieszeni. - Skąd ty wiesz że oni w ogóle chcą się pizgać? Na to śliczna włączyła się do rozmowy: -Drybus?? Ty czasem czegoś nie kombinujesz? Brudy często same z siebie nie chcą się wielce umawiać na ustawki. -Powiedziała śliczna z głębokim zastanowieniem. W jej oczach było widać zastanowienie co do wieści Drybusa że tamci chcą się lać. Sam zastanawiałem się czy to prawda. Drybus z reguły nie zapędzał się poza grancie Manhatanu, a już na pewno nie chodził do brudasów. Coś było nie tak. Zacząłem się zastanawiać, a po głowie chodziły mi różne pytania. Podszedłem do Ślicznej: -Co o tym sądzisz? - Śliczna wyciągnęła telefon z kieszeni i zaczęła coś pisać, po chwili dała mi go do ręki. "Nie chce tego mówić żeby nie słyszeli, ale sądzę że coś jest nie tak." Spojrzałem na śliczną i kiwnąłem głową. -Oni nie szukają problemów bez potrzeby - Powiedziała Śliczna z lekkim zastanowieniem. - Wiem, sądzisz że Drybus coś zrobił? - Zapytałem siadając na murku razem z Śliczną. - Wiesz co, Francuz... -Ała! Kurwa! - Krzyknął Bochen. - Co jest? - Zapytałem. - Krwawisz! - Krzyknęła Śliczna. Bochen przyłożył rękę do głowy, która po chwili była cała czerwona od krwi. -Kurwa!- Krzyknął Bochen. Śliczna podbiegła do Bochena aby pomóc mu z krwawiąca głową. Nim się odwróciłem brudasy były już obok nas. Jeden z nich podbiegł do Krisowa popychając go. Krisow jednak sobie na takie rzeczy nie pozwolił, zamachnął się i jeden z brudasów na chwilę stracił przytomność. Drugi podbiegł do mnie. Z kieszeni wyciągnąłem zapalniczkę bo tylko to miałem przy sobie. Typek który podbiegł cały czas patrzył mi się w oczy. Czekałem jednak na jego pierwszy ruch. W końcu próbując zrobić mi krzywdę zamachnął się w moją stronę. Nie udało mu się, niestety ale byłem szybszy. Moja radość nie trwała jednak zbyt długo. Było ich więcej niż nas i nie mieliśmy szans.  

3. Jedyny łatwy dzień był wczoraj

Trudno było mi się otrząsnąć po bójce. Był wieczór a ja wciąż pamiętałem co się stało poprzedniego dnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz :)