12/21/2016

Gdyby cz. 4

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Przez ten okres od czasu powstania ostatniej części "Gdyby" naszyło mnie pełno nowych tematów na które chciałbym z Wami podyskutować. Kilka przemyśleń myślę że nikomu nie zaszkodzi :) Wpierw jednak zapytam co tam u Wasz ciekawego słychać? Czy wydarzyło się coś czym chcecie się podzielić? Piszcie śmiało :) Często zapraszam do pisania komentarzy, i fakt - komentarze powstają, jednak moja osoba zainteresowana jest dyskusją pod każdym postem i wyrażaniem swojego zdania ;)

Cóż przejdźmy jednak do konkretów, czyli całej genezy cyklu "Gdyby" który pojawiał się początkowo na blogu. Dlaczego "Gdyby.."? Nie mam pojęcia, tak naprawdę większość tytułów postów które publikuję na blogu przychodzą mi do głowy zupełnie przypadkowo, każdy tytuł bądź jakiś jego człon zapisuję w telefonie by po prostu o tym nie zapomnieć - wyznaję zasadę "Każda myśl jest spoko", grunt to ją dobrze rozwinąć. Do ciekawostek należy tytuł "Labirynt Samotności", Pierwszy człon nazwy pochodzi od piosenki Huntera - "Labirynt Fauna". Samotność - to po prostu uogólnienie losów Ani.

A więc przejdźmy do sedna tematu - "Gdyby". Jakiś czas temu, dłuższy czas, na moim Instagramie pojawił się krótki tekścik: "Śnisz mi się. Budzę się wtulony w ciebie.... Budzę się i patrzę na kogoś kto nie jest mi obojętny. Budzę się i czuje że szczęście które tak długo szukałem leży tuż obok mnie smacznie śpiąc. Czuje twój oddech. Twoje bicie serca. Po czym otwierasz oczy. Witasz się ze mną słowami cześć kochanie i wtulając się bardziej zasypiasz dalej." Planowałem trochę to rozwinąć, myślę że wkrótce zobaczycie post zatytułowany "Dla tej chwili urodziłem się dwadzieścia dwa lata temu". Jak to jest z tym szczęściem?  Wielu z Nas wciąż go poszukuję. Jednak wpierw zastanówmy się czym jest szczęście i czy w ogóle można dzielić je na materialne i nie materialne.
Dzielenie szczęścia na materialne i nie materialne jest dość trafnym określeniem, które bardzo obrazuje powiedzenie "Pieniądze do szczęścia nie są potrzebne ale można za nie kupić XXX a wtedy to co innego" No cóż. Coś w tym wszystkim jest prawda? Ale nie o monecie chciałem pisać, bo moneta raz jest a raz jej nie ma. Ja chciałem rozważyć a raczej spróbować rozważyć szczęście w formie nie materialnej. Trudno to trochę zebrać w całość bo jest tego masa. Od osób które uważają że szczęściem jest ich zdrowie, ich dzieci, ich dziewczyna/chłopak/mąż i żona. Po osoby które uważają że ich szczęściem są ich własne osoby.  Czy szczęściem może być własne zdrowie? Pewnie że tak. Czy szczęściem może być druga osoba? Pewnie że tak. Wszystko może być dla nas szczęściem... nooo z małymi wyjątkami rzecz jasna.


Pamiętajcie tylko o jednym:
Świat nie jest taki piękny jak słyszeliśmy o nim w bajkach. Życie to ciągle parcie do przodu. To ciągle dążenie do swoich celów. Mimo wielu trudności idziemy do niego. Czasami otrzymujemy pomoc. Czasami też sami musimy wybierać drogi którymi chcemy podążać. Wielu ludzi próbuje nami kierować ale sztuka jest odnaleźć się w tym wszystkim. Jeden człowiek stanowi tylko część, małą część całego świata. Jest jak igła w stogu siana jednak świat każdego z nas jest tak wielki i piękny jak tylko sobie go wyobrażamy. Sztuką jest by być w swoim świecie panem i nie poddawać się gdy ktoś próbuje nam go zniszczyć. To najgorsze co może być.

12/03/2016

Federal Bureau of Investigation. [03.12.2016]

Dzisiaj do szpitala przywieźli szczególnego pacjenta. Młody chłopak, dość przystojny, wysportowany. Lekarze i psycholog stwierdzili u niego depresję a także nerwicę. Był strasznie zamknięty w sobie. Na stołówce siedział zawsze sam, w czasie gdy pacjenci byli wypuszczani do parku, również spacerował sam. Podziwiał piękno natury na dodatek bardzo lubił rysować to co widzi. Z ciekawości pewnego wieczoru gdy wszyscy opiekunowie kończyli pracę spojrzałem do historii jego choroby jak i karty pacjenta. Pochodził on z małej wioski 10 km od miasta. Jego psycholog opisał stan pacjenta jako dosyć powszechny wśród ludzi z depresją. Ciekawiło mnie jednak jego zachowanie. Gdy już dochodziło pomiędzy nim a innymi pacjentami do jakichkolwiek kontaktów, odsuwał się od dziewczyn. Wszystko jednak zmieniło się pięknego poniedziałkowego popołudnia, gdy mój dzień zaczął się całkiem całkiem i trwał w najlepsze, aż do mojego gabinetu zapukała policja. Dwóch detektywów FBI wraz z psychologiem sądowym przybyło do naszego szpitala w celu przesłuchania pacjenta, który od czasu pojawienia się w szpitalu budził we mnie spore zainteresowanie. Detektywi przynieśli ze sobą nakaz sądowy w którym jednoznacznie napisane było aby nikt z obsługi, w tym również lekarze na czele z ordynatorem, doktorem Tommym Smithem, który na łamach każdej konferencji ordynatorów postrzegany był raczej jako osoba która sama sobie ustala prawa i obowiązki a co najlepsze - trzyma się ich w pełnym tego słowa znaczeniu, nie został poinformowany o celu przybycia wyjątkowych gości. Może dlatego nasz szpital uchodził za jeden z najlepszych w stanie Arizona.  Zaprosiłem gości do swojego gabinetu, zrobiłem kawę, wyciągnąłem ciastka i zadałem proste pytanie - O co chodzi Panowie? Detektywi spojrzeli na siebie dość poważnym wzorkiem a następnie skierowali go w moją stronę. Czułem się co najmniej jak głowa bojowników Al-Kaidy czy terrorysta z Państwa Islamskiego. Jeden z agentów Roger wyciągnął z czarnej teczki oznaczonej symbolem departamentu stanu jasną teczkę oznaczoną prostym logiem - Top Secret. Coraz bardziej zacząłem się zastanawiać nad tą sprawą. Nurtowała mnie masa pytań przepływających przez moją głowę niczym kolej spółki Union Pacific przemierzająca wszystkie stany od Los Angeles po Miami. Kim jest ten chłopak, co tutaj robi i dlaczego pyta o niego aż samo FBI. Przecież Ci Panowie nie zajmowali się zwykłymi ludźmi a tym bardziej jakimś chorym na depresje nastolatkiem, który po prostu żył w swoim świecie. Po chwili na moim biurku znalazła się teczka akt policyjnych stanu Arizona. Otworzyłem pierwszą stronę, ujrzałem zdjęcie owego chłopca a także wszystkie jego dane i numer listu gończego wystawionego przez Interpol z datą 24.08.2014 roku. Cholera. FBI? Interpol, co może jeszcze CIA i sam prezydent Barack Obama z Armią Stanów Zjednoczonym na czele z jakimś śmiesznym generałem? Niee, nie w naszym szpitalu. Zaczęto mnie przesłuchiwać, co wiem o "Więźniu 52", bo tak nazywał się ów pacjent, kiedy go przywieziono i co robi. Moje odpowiedzi były dosyć proste i przejrzyste: tak, nie, nie wiem, wczoraj, jutro, aha, yhym. Szczerze mówiąc nie miałem zbytnio ochoty mieć przyjemności z dwoma krawatami z FBI. Bardziej ciekawił mnie cel ich wizyty, przez który byłem zmuszony gościć ich w swoim skromnym gabinecie mieszącym się na drugim piętrze bloku wschodniego - kurde, zabrzmiało jak informacja o przetrzymywaniu jakiś więźniów w tajnym więzieniu lub strefie 51 w Nevadzie.  Blok Wschodni - nie spokojnie, to tylko określenie budynku, w którym mieścił się oddział psychiatryczny dla osób z lekkimi chorobami nerwowymi, depresjami jak i różnymi podobnymi schorzeniami. Długo by wymieniać, nie chcę was zanudzić. Po krótkiej a jakże ciekawej i interesującej wymianie zdań z Panami funkcjonariuszami do gabinetu zapukała 4 osoba. Była to przemiła Pani psycholog. No po prostu była śliczna, jak na mój gust - 34 letniego lekarza - nic dodać, nic ująć. Panowie z FBI zaczęli się ubierać i zwijać swoje manatki. Na ich miejscu usiadł mój pierwszy cud świata a ja zaproponowałem kawę. Zaczęliśmy rozmowę. Dopiero wtedy dowiedziałem się po co ta cała wizyta detektywów i czemu ona w ogóle miała służyć. Pani psycholog pracowała w policji - myślę sobie - świetnie, FBI, psycholog sądowy a teraz jakaś cizia z policji, która bawi się w psychologa. Roześmiałem się w myślach zadając sobie pytanie czy bycie funkcjonariuszem i pełnienie funkcji psychologa to takie modne jak Instagram czy Facebook. O tuż nie. Pani zajmowała się ofiarami gwałtów i przemocy, szczególnie nastolatkami w wieku od 16 do 21 lat. - Zamarłem. Jakie do cholery gwałty, co ja jestem? Lekarz czy policjant. Odwracałem się szukając ukrytych kamer w gabinecie ponieważ moi koledzy lubili stroić sobie ze mnie żarty w pracy. Pomyślałem - zapewne znowu coś wymyślili. Jednak po krótkiej rozmowie z Panią psycholog moja uśmiechnięta twarz zaczęła zmieniać się na wyraz niedowierzania. Usłyszałem rzeczy o których nie miałem czasu nawet myśleć a co dopiero zastanawiać się nad nimi. Pan "52" nie był zwykłym pacjentem, przywiezionym od tak. Miał nad sobą proces sądowy w skutek którego został wysłany do naszego szpitala na leczenie pod opieką specjalistów - ba, oczywiście mówią o mnie. Jednak nie, żaden ze mnie specjalista. Ledwo potrafię uspokoić histeryzującą sąsiadkę której co jakiś regularnie zalewam mieszkanie a co dopiero pracować z takim chłopcem jak Pan "52". Zaproponowałem wspólny obchód szpitala w celu dalszej konwersacji z przepiękną cizią z departamentu policji. Spacer po szpitalu był bardzo obfity. Otrzymałem numer telefonu a także udało mi się zaprosić Katie na kawę do restauracji koło szpitala. Odprowadzając ją do drzwi, cały czas nękał mnie temat tego chłopaka. Pracę kończyłem o 16 a więc miałem jeszcze chwilę by pochodzić po szpitalu, poszedłem więc zobaczyć co u niego. Jak zwykle, siedział sam na ławce i rysował. Wokół chodzili inni pacjencji a także mieszkańcy miasta, park dostępny był dla wszystkich bez wyjątku, po prostu specjalnie wytyczeni opiekunowie zajmowali się pacjentami. Wydawało mi się jak gdyby otaczał go inny świat. Bawiące się dzieci, biegające osoby czy hałas zakorkowanego miasta jak by go nie obchodziły. Skupiał się tylko na swojej kartce i myślach, których na nią przelewa. Przed szpitalem zapaliłem papierosa, a następnie poszedłem się przebrać. W korytarzu zobaczyłem
dziwnie podejrzanych mężczyzn. Ciemne okulary, słuchawka w uchu, garnitur? Tak to było FBI. Obstawili cały budynek i chyba myśleli że są nie widzialni. Śmiać mi się chciało. Wróciłem do domu, do mojej randki miałem jeszcze trochę czasu. Obejrzałem telewizor, skorzystałem z toalety i uszykowałem się do wyjścia. Wychodząc z mieszkania przy sąsiedniej alei kątem oka zobaczyłem czarnego Chevroleta zaparkowanego parę metrów od mojego domu. Czyżby FBI miało na mnie na oku?  Udałem się w stronę kawiarni, podejrzany Chevrolet powolną jazdą zmierzał w moją stronę. Założyłem słuchawki na uszy i odciąłem się od hałasu wielkiej metropolii. Słuchając porządnego amerykańskiego Rocka zmierzałem ku restauracji "Gold Star" mieszczącej się obok szpitala.
Usiadłem przy stoliku mieszącym się tuż obok okna. Zamówiłem szklankę Coli i czekałem za Katie. Podejrzany Chevrolet zaparkował na parkingu na przeciwko restauracji. Po chwili do budynku weszło dwoje mężczyzn. Usiedli dwa stoliki za mną i zaczęli rozmawiać. Tak, do było FBI. Nie mam pojęcia dlaczego jestem obiektem zainteresowania panów z Federalnego Biura Śledczego 'Z j.ang: Federal Bureau of Investigation'. Nic im przecież nie zrobiłem, nigdy w życiu nie miałem problemów z prawem. No może za dzieciaka, włożyłem petardę w dupę kota sąsiada, ale to przecież nic takiego... Chyba. Po chwili zjawiła się Katie. Odwiesiłem jej płaszcz i zaprosiłem do stolika, kelner podał wino a my zaczęliśmy rozmowę. Katie mieszkała we wschodniej części miasta. Głownie zajmowała się psychologią społeczną a dorabiała pracując w policji na półetatu. Miała podobny gust muzyczny do mojego, swoją figurą i stylem życia promowała sport i zdrowe jedzenie. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę o sobie, po chwili jednak nie mogłem wytrzymać i zadałem pytanie o chłopcu "52". Katie odłożyła w spokoju kieliszek, rozejrzała się dokładnie wokół siebie i zauważyła siedzących za nami agentów FBI. Dokończyła wino i zaproponowała abyśmy się przeszli. Udaliśmy się w stronę centrum miasta.
Gdy zaczęła pracę w Policji jej pierwszą sprawą była historia 19 letniej Jessici Roberts, ofiary gwałtu w tutejszym koledżu. Katie pracowała z nią rok, dziewczyna opowiedziała co działo się w nocy z 12 na 13 lipca 2014 roku....

Protokół 23/48/488865 spisany na podstawie zeznań Jessici Roberts.
Agent prowadzący: Richard Brad.
Psycholog przydzielony do sprawy: Katie Howard
.
Fragment rozmowy pomiędzy poszkodowaną a psychologiem.
48/456/456324/78


Po meczu rugby cieszyliśmy się ze zwycięstwa naszej drużyny. Długo wyczekiwaliśmy tego pucharu z racji tego że 3 lata z rzędu nasi chłopcy próbowali go bezskutecznie zdobyć. Po wygranym meczu wszyscy bez wyjątku zostali zaproszeni do akademika na imprezę. Alkohol, narkotyki, dopalacze. Wszystko o czym można było sobie pomyśleć. Poszłyśmy z koleżankami, poszaleć. W końcu był tam również chłopak który bardzo mi się podobał od pewnego czasu. Początkowo wyglądało to trochę jak sceny z filmu "Project X". Wszędzie pełno ludzi, głośna muzyka. W centrum uwagi - puchar i nasi chłopcy. Było fajnie, jednak do czasu. Tańczyłyśmy z chłopakami, popijałyśmy poncz. Po trzech godzinach imprezy wreszcie udało mi się porozmawiać z Jasonem. Bardzo mi się podobał, zaproponował mi abym wciągnęła "krechę". Byłam wtedy głupia, godząc się na to. Nie pamiętam co we mnie wstąpiło, chyba chciałam zaimponować chłopakowi, który tak strasznie mi się wtedy podobał. Zabrał mnie na górę, do swojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku, powiedział że mam się rozluźnić. Zaczęliśmy rozmawiać, pytał czym się interesuje, co mnie kręci. Jaką lubię muzykę. Po dłuższej rozmowie pamiętam że włączył w radiu piosenkę Nirvany. Zaczął się do mnie przystawiać, początkowo mi się podobało jednak stawał się bardzo natarczywy. Wręcz dobierał się do mnie. Byłam pod lekkim wpływem więc podobało mi się to. Śmiałam się wtedy. Te środki nie były aż tak mocne bo pamiętam wszystko. Całowaliśmy się, położył się na mnie, zaczął wkładać ręce pod koszulkę masując moje piersi. Podobało mi się, to było bardzo przyjemne. Zdjął mi bluzkę, ja jemu. Całowaliśmy się. Powoli zaczął ściągać mi spodnie. Pytał czy już kiedyś to robiłam. Odpowiedziałam że nie i że tego nie chce. Nie byłam na to gotowa, nie z nim - przecież w ogóle się nie znaliśmy.


Dużo rozmawialiśmy o jej pierwszej "robocie". Szczerze mówiąc momentami miałem problem z ogarnięciem tej całej sytuacji. Po owocnej randce, odprowadziłem Katie do domu. Mieszkała w malutkim doku na rogu Lincoln`a i Washington`a. Pożegnaliśmy się całusem w policzek i zakończyliśmy nasze spotkanie.


4/17/2016

Drogowskaz drogi przebaczenia

Odciąć głowę by wyrzucić z niej wszystko co złe lub ma charakter zła.
Odciąć ręce by nigdy jej krzywdy nie zrobić.
Odciąć nogi by nigdy od niej nie odejść.
Naprawić serce - by kochało tylko ją.
Zamknąć drzwi - by nie odeszła.
Wyrzucić wspomnienia - by nie raniły.



Pozdrawiam!




3/29/2016

Ostatnie Dno Całość


Wszystko zaczęło się w 2005 roku kiedy chodziłem jeszcze do Gimnazjum. Okres ten nie był dla mnie trudny. Nie byłem popularnie znanym gimbusem któremu zależy na paleniu, jaraniu trawki i upijaniu się do nieprzytomności. Dobre oceny i osiągnięcia w sporcie. Tym mogłem się pochwalić. Miałem również dziewczynę. Prowadziliśmy normalne życie. Sielanka, niczego mi nie brakowało. Tata prowadził swoją firmę, mama zajmowała się domem. Mój brat wyjechał za granicę szukać lepszej pracy twierdząc ze w "Polsce niczego się nie dorobi". Patrząc na tatę, nie sądzę tak. Jednak wszystko zaczęło się psuć gdy tylko rozpoczynały się wakacje kończące szkołę. Ideał prymusa? Nie, to przestało być modne. Coś we mnie weszło. Nie wiem co. Może miałem dość bycia "innym". Alkohol, narkotyki, stały się nierozłączną częścią mojej codzienności. Trudno mi sobie wyobrazić patrząc na to z perspektywy czasu co by było gdybym wtedy nie wyhamował. Seks, papierosy? Co piątek. Każdy wakacyjny początek weekendu oznaczał jedno - Idziemy na imprezę zaliczyć jakąś laskę. Tak, zaliczyć. Stało się to moją pasją. Kurde, jedni muzyka inni filmy a ja? Seks i narkotyki. Oczywiście straciłem dziewczynę w między czasie. Nie mówiąc już o tym że zaliczałem każdą następną w co piątek wieczór w jednym z nocnych klubów w naszym mieście. Jeden z bramkarzy został kiedyś przekupiony i wpuszczał mnie bez żadnych problemów. Teraz gdy tak na to patrzę uświadamiam sobie jak szybko człowiek jest w stanie stoczyć się na same dno. Myślicie że alko, narko i seks to uzależnienia? Jesteście w błędzie. Z krótkim czasem zacząłem próbować czegoś nowego. Doszło popularnie znane soft porno. Niee, to dla dzieci. Idziemy dalej. Hard Porno? Tak to dla mnie. Codziennie, wieczorna masturbacja przy filmikach na których 50 letni mężczyźni wręcz gwałcą 18 latkę? Wręcz coś idealnego. Z biegiem czasu każda dziewczyna stawała się obiektem pożądania. Moja wyobraźnia pracowała na zasadzie skojarzeń. Wszystko kojarzyło mi się z filmami. Dopiero teraz powiem Wam że każdy z tych filmów pozostawiał uraz na mojej psychice. Pewnego dnia - przestałem kochać. Stoczony na samo dno pełzałem pomiędzy narkotykami i zaliczaniem dziewczyn w klubowych toaletach. Śmieszne prawda? Tak, obecnie też się z tego śmieje. Narkoman? Nie nazwał bym się tak. Koneser - to określenie pasuje do mnie idealnie. Wrak człowieka? No proszę, ile w krótkiej chwili można znaleźć określeń na zwykłego prostego człowieka. Z miejscowym dilerem miałem tak dobre stosunki że pewnego dnia zaczął sam do mnie dzwonić z propozycjami "spróbowania" najnowszego towaru. Oczywiście spróbowanie to pojęcie względne totalnie nie pasujące do tego co mam tutaj na myśli. Śćpanie się do nieprzytomności w jakimś przejściu podziemnym. Odlot niesamowity. Bonusem był odlot plus seks z jakąś dziewczyną z klubu. Ale to było mało. Pokruszone szkło do "krechy"? Jak najbardziej. Lepiej wchodzi a co najważniejsze - lepiej kopie. Z alkoholem nie było aż tak lekko jak z narkotykami czy pornografią. Piwo, do tego krecha i można było żyć. Zapytacie pewnie skąd na to pieniądze? Nie raz tata oskarżył mnie o kradzież. Zawsze się wypierałem. Rodzice w sumie nic nie podejrzewali. Historia przeglądarki zawsze była czyszczona więc nawet jak by chcieli - nie udało by im się mnie sprawdzić. Gdy wychodziłem na "krechę", byłem u kolegi - oglądaliśmy filmy. Potrzeba matką wynalazków. Zawsze znalazłem jakieś wytłumaczenie by odlecieć. I tak sobie latałem, pomiędzy marginesem społecznym a wyrzutkami tego świata. Ludzką spierdoliną. Pewnego dnia stwierdziłem że nadal mi mało. Narkotyki? Mało. Seks? Mało. Pornografia? Mało. Alkohol? Mało. Wszystkiego mi mało. Zresztą co mógł powiedzieć nastolatek który stracił uczucia. Z biegiem czasu znalazłem sobie nowe zajęcia. Z kilkoma kolegami pokroju mojej osoby biliśmy i okradaliśmy bezdomnych. Przynosiło mi to wtedy satysfakcję. Okraść kogoś kto nic nie ma a w dodatku pobić go do nieprzytomności. Rzucanie kamieniami w okna? To było takie fajne. Jedno jest pewne, gdy wciągasz się w takie sprawy zaczyna Ci tego brakować. Chcesz tego więcej i więcej. Sięgasz bo coraz mocniejsze dla twojego mózgu rzeczy bo do tamtych już się przyzwyczaił i nie czerpie z nich takiej satysfakcji jak z tych coraz mocniejszych. Kiedy jesteś już na samym dnie przychodzi taki moment że i tak Ci wszystko jedno. Nie masz dla kogo żyć a samemu dla siebie po prostu nie warto. Wtedy przeszło mi przez głowę pytanie o własne wartości. Stały się bardzo proste. Obecnie nazywam to podstawową trójką - "Woda, Prąd i Gaz" - Alko, Narko i Seks. Te trzy rzeczy stały się dla mnie głównymi wartościami w skończonym już życiu. Kiedyś byłem wrażliwy, filmiki kampanii schroniskowych dla bezdomnych zwierząt były powodem to smutku, a w tamtym stanie płacz "posuwanej dziewczyny" która ewidentnie nie chciała niczego, po prostu nie miała siły by mnie odeprzeć od siebie nie wywoływał we mnie żadnego poruszenia. Zlewałem to. Wręcz przeciwnie - przynosiło to podniecenie. Od małego również przekonywałem rodziców o tym że narkotyki są dla mnie złem. Innym światem, ten inny świat stał się moją własnością. Czułem się jak król. Pan życia i śmierci trzymający w jednej ręce życie w drugiej śmierć i bawiący się tym. Wedle uznania, przyniesienie komuś bólu było wręcz istną radością dla mnie i mojego JA. Myślicie że to już dno studni? Jesteście w błędzie. Dowalać do pieca można tak długo aż ogień w nim nie zgaśnie. Tym piecem byłem ja a raczej moje wewnętrzne JA, któremu wiecznie było mało. Alkohol traktowałem jako sok. Wódka krzywi ryj? HAHA proszę, to smakuje jak woda. Dezodorantu nie da się napić? Jak się nie da. Na raz. Denaturat? Najlepiej smakuje z sokiem do rozcieńczania. Wiem że każde tłumaczenie pachnie banałem, to też obejdzie się bez nich. Ale zrozumcie - Przegrałem. Przegrałem samego siebie. Trwało to dwa lata. Wieczne staczanie się. W dół i w dół i w dół. I tak bez przerwy. Olewanie szkoły? Obowiązkowe. Olewanie wszystkiego? Oczywiście. Wreszcie: Olewanie samego siebie? Podstawa kolejnego dnia. Jednak pewnego sobotniego wieczoru światełko w tunelu się zaświeciło. Myślałem że tam światło nie dochodzi a jednak. Jak się później okazało nie była to lokomotywa w tunelu. Było to światło które obudziło mnie na szpitalnej kozetce. Zostałem przywieziony na izbę ratowniczą gdy "Ponoć" targnąłem się na swoje życie. Ręce strasznie mnie bolały. Przymrużone od blasku światła oczy widziały tylko lekarza opatrującego moje pokaleczone ręce. Zasnąłem. Obudziłem się w niedzielne południe. Nikt do mnie nie przyszedł - nawet rodzice. W końcu nawet rodzina mnie zlała. Karma wraca - ja zlałem ich - oni to samo zrobili ze mną. Głowa strasznie mnie bolała. Zbytnio nie pamiętam co się ze mną działo. Pierwsza osoba która się mną zainteresowała (bo musiała) był ordynator oddziału ratunkowego. Dopiero on uświadomił mi co robię w szpitalu w tak krytycznym stanie. Znalazł mnie jakiś bezdomny, prawdopodobnie jeden z tych na których wcześniej się wyżywałem i którzy byli obiektem moich drwin. Zobaczcie, pomóc swojemu wrogowi? Chociaż bym chciał - to nie potrafię tego "poczuć". W rękach miałem scyzoryk - prawdopodobnie ukradłem go tacie. Lekarz mówił że straciłem dużo krwi. Faktycznie, czułem się "lżejszy". Wtedy postawiłem sobie zadanie dojść do tego Co się wydarzyło. Nie wiem, nie potrafię sobie przypomnieć. Prawdopodobnie nigdy sobie już nie przypomnę, bo jak zwykle nikogo przy mnie nie było. Taki standard.
Po wyjściu ze szpitala stałem się synem ulicy. Rodzice przysłali list na oddział w którym grzecznie było powiedziane że w domu mam nawet nie próbować się pokazywać. Pamiętam że czytając ten list na ławce w parku obok mnie przechodziła moja była, pierwsza poważna miłość. Jej spojrzenie kierowane w moją stronę przypomniało mi o dawnej osobie którą byłem zanim to wszystko się zaczęło. Rozpłakałem się. Rozpłakałem się jak dziewczynka której ktoś ukręcił głowę przy lalce. Siedziałem na ławce przy szpitalnym parku i płakałem ocierając łzy listem od rodziców, których już nie miałem. Zostałem sam, bylem tylko ja i pustka. Świat wydawał się być wtedy taki ogromny. Z człowieka który miał wszystko, dobre oceny, dziewczynę, przyjaciół stałem się człowiekiem, a raczej istotą, rzeczą ponieważ człowiekiem nie potrafiłem się nazwać. Ta noc spędzona na ławce w płaczu uświadomiła mi w co tak naprawdę wdepnąłem. Gdyby tego było mało dziewczyna którą "posuwałem" a raczej gwałciłem zaszła w ciąże. Zostałem ojcem. Niżej spaść się nie dało. Nie pamiętam myśli które wtedy wędrowały po mojej głowie ale było ich tyle że nie zliczył bym tego przez najbliższe 10 lat swojej bezcelowej tułaczki po świecie. Tej nocy zdałem sobie również sprawę że światu nie stała by się żadna krzywda gdybym odszedł już na zawsze. Wręcz przeciwnie. Czerpał by z tego same korzyści. Zadziwia mnie to że moja czarna gówniana dusza wyłoniła jeszcze łzy. A jednak, coś we mnie zostało. Zostało coś czego nie potrafię opisać prostymi słowami. To trzeba przeżyć, być w tym i trwać by zrozumieć "zjawisko", które kierowało mną tamtej nocy. Kiedyś słyszałem że gdy masz problem skieruj się do boga. Krzyczałem! Boże pomóż mi albo zabierz z tego świata - nawet on mnie olał. Nie wierzyłem w boga, nigdy nie byłem w kościele. Dla mnie chodzenie do kościoła było stratą czasu, pożytecznego czasu. Noc zalana łzami była długa, ciemność trwała wieczność. Siedziałem i siedziałem, gdy zdołałem przysnąć budziły mnie sygnały i światła wyjeżdżających karetek pogotowia.
Ranek obudził mnie bardzo wcześnie. Gdy się obudziłem, ujrzałem dzieci idące do szkoły. Patrzyłem i przyglądałem się rodzicom prowadzącym swoje pociechy do szkoły zadając sobie pytanie: "Czy to jest miłość?" To pytanie nurtowało mnie coraz bardziej. Tego dnia patrzyłem na świat zadając sobie pytanie "Czy to jest miłość?", "A może to?" "A może tamto?" A może cały świat był miłością o której zapomniałem, a której w tym momencie tak potrzebowałem. To jednak prawda, że gdy coś masz - nie szanujesz tego. Jednak gdy tracisz to kompletnie - zaczyna Ci tego brakować. I brakuje i brakuje. Zacząłem szukać miłości początkowo po "kątach". Moje serce, które przestało już dawno bić dostawało pozytywnych impulsów. Po miesiącu tułaczki postanowiłem zbliżyć się do kogoś. Na szczęście stary znajomy moich rodziców który miał sklep potrzebował pracownika. Od bardzo bardzo dawna otrzymałem w życiu jakiś cel. Pracowałem jako woźny i sprzątałem sklepowe półki. Zaplecze sklepu z narzędziami stało się moim domem. Domem który traktowałem jak wszystko co posiadam. Miałem mały pokoik z dostępem do toalety z ciepłą wodą. Żyłem jak król luksusu. Mały tapczanik, krzesełko i stoliczek wraz z toaletą były moim dużym królestwem. Myślicie pewnie że nie da się stracić wszystkiego prawda? Jesteście w błędzie, wrak człowieka jakim się stałem pozwolił mi na to w zupełności. Dopiero teraz gdy tak naprawdę zdałem sobie z tego wszystkiego sprawę mogę wam z całą szczerością powiedzieć że uważajcie co robicie, co mówicie a co najważniejsze - kogo ranicie. Po utracie wszystkiego i zaklepaniu sobie miejsca na życiowym wypiździejewie otrzymałem od znajomego moich rodziców małe pomieszczenie, było moim królestwem. Te 4 ściany okazały się być dla mnie więcej warte niż Iphone 6 jakiegoś krawata z biurowca w centrum. Ale co tu dużo mówić? Zapewne chcecie znać dalszą część mojej historii? Nie rozumiem, jak bardzo trzeba być głupim żeby słuchać takich bzdur, ale fakt. Po coś tu przecież jesteście, po coś przecież to dla was mówię prawda? O tuż, zapowiadam od razu, nie szkoda mi słów na opisywanie osób, miejsc i czynów. Jeśli urażę kogoś to z bardzo przepraszam, ale jak już pisałem wcześniej - przestałem kochać i czuć, straciłem uczucia - więc musicie mi to chyba wybaczyć prawda? Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało możecie je sobie zadawać a następnie szukać samemu na nie odpowiedzi. W końcu życie codziennie stawia przed nami ważne wybory, decyzje a także udziela nam odpowiedzi na pełno pytań, które ciążą nam w głowie. O tuż wszystko co chcieliście wiedzieć opowiedziałem wam poprzednio. Ciekaw jestem kto mnie w ogóle słuchał? Nie szkoda wam czasu na takie bzdety? Przecież w tym czasie możecie wyjść na dwór, wejść na "Fejsa" lub opierdolić komuś dupę tylko dlatego że jakieś jego działanie Wam się nie spodobało. Pamiętajcie, że wszystko działa na zasadzie reakcji łańcuchowej. Dziś zaczniecie się z kogoś śmiać, jutro zrobicie mu krzywdę. Nie ważne czy tego chcecie czy nie, zapewne wielu z Was już się z tego śmieje, ja mam na to jednak inną odpowiedź. Tak jest i wiecie co? Wiem to po sobie, w końcu, nikt inny nie stoczył się niżej niż ja. Jednak, bez bicia przyznam Wam się do czegoś... Nie powiedziałem Wam tego wcześniej, ponieważ uznałem że nikogo by to nie zainteresowało. O tuż, jak mówiłem HardPorno, pukanie a raczej pieprzenie to tylko część z rzeczy w które postanowiłem się pobawić. Własnie, pobawić, przecież to banalne słowo. Jakże piękne i proste. Pobawić. Idź z dziewczyną do klubu i pobaw się jej ciałem, które jest dosłownie przećpane. Z którego narkotyki wypływają w postaci piany z ust niczym wścieklizna u psa twojego sąsiada, który właśnie teraz ogląda telewizor nie świadomie że jego żona jest chora na raka. Jednak co? Przecież twoja znieczulica jest na tak wysokim poziomie że jak dzisiaj, drogi czytelniku, wracałeś do domu a przy parkingu obok twojego ulubionego sklepu leżał wycieńczony z głodu pies, to twoja reakcja ograniczyła się do wyciągnięcia telefonu i strzelenia snapa. Naprawdę, pogratuluję Ci. Więcej takich jak ty potrzeba naszemu społeczeństwu. Ale ze mnie się śmiejesz, to mnie wytykasz palcem na ulicy przed sklepem, gdy zamiatam papierki które wyrzuciłeś chwilę przed z kieszeni. To jest śmieszne, naprawdę? Czujecie tą podświadomość drodzy czytelnicy? Przeprowadźmy pewne doświadczenie, zgadzasz się? Drogi Czytelniku? Weź kartkę i długopis, mam nadzieje że w ciągu twojego całego życia znalazłeś chociaż chwilę by nauczyć się nim posługiwać. Teraz na kartce napisz imiona i nazwiska wszystkich osób, które do tej pory zakopałeś w lesie. Tak dobrze przeczytałeś, każdej osoby którą zakopałeś w lesie. Już? Hmyy, twoja kartka jest pusta? Śmieszny jesteś. Nigdy nikogo nie skrzywdziłeś? Nikogo nie zraniłeś? Skoro tak, to złóż papiery na posadę Boga łajna, które masz w głowie, albo weź się za sprzątanie. Ale dobrze, wierzę na słowo. Widocznie tylko ja mam w życiu pecha że zapędzam się w nałogi a później kończę na szpitalnej kozetce otoczony jakimiś dziwnymi postaciami. Ale wiesz co? Nadałem im imiona. Chcesz je znać? To je wymyśl, w końcu po coś to czytasz. Ale wracając. Dosyć gadania o bzdurach. To bez sensu. A chcesz znać odpowiedź na nurtujące Cię pytanie? Dlaczego piszę w pierwszej osobie? Przecież jestem tylko twoją wyobraźnią...

2/18/2016

Ostatnie Dno II

Myślicie pewnie że nie da się stracić wszystkiego prawda? Jesteście w błędzie, wrak człowieka jakim się stałem pozwolił mi na to w zupełności. Dopiero teraz gdy tak naprawdę zdałem sobie z tego wszystkiego sprawę mogę wam z całą szczerością powiedzieć że uważajcie co robicie, co mówicie a co najważniejsze - kogo ranicie. Po utracie wszystkiego i zaklepaniu sobie miejsca na życiowym wypiździejewie otrzymałem od znajomego moich rodziców małe pomieszczenie, było moim królestwem. Te 4 ściany okazały się być dla mnie więcej warte niż Iphone 6 jakiegoś krawata z biurowca w centrum. Ale co tu dużo mówić? Zapewne chcecie znać dalszą część mojej historii? Nie rozumiem, jak bardzo trzeba być głupim żeby słuchać takich bzdur, ale fakt. Po coś tu przecież jesteście, po coś przecież to dla was mówię prawda? O tuż, zapowiadam od razu, nie szkoda mi słów na opisywanie osób, miejsc i czynów. Jeśli urażę kogoś to z bardzo przepraszam, ale jak już pisałem wcześniej - przestałem kochać i czuć, straciłem uczucia - więc musicie mi to chyba wybaczyć prawda? Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało możecie je sobie zadawać a następnie szukać samemu na nie odpowiedzi. W końcu życie codziennie stawia przed nami ważne wybory, decyzje a także udziela nam odpowiedzi na pełno pytań, które ciążą nam w głowie. O tuż wszystko co chcieliście wiedzieć opowiedziałem wam poprzednio. Ciekaw jestem kto mnie w ogóle słuchał? Nie szkoda wam czasu na takie bzdety? Przecież w tym czasie możecie wyjść na dwór, wejść na "Fejsa" lub opierdolić komuś dupę tylko dlatego że jakieś jego działanie Wam się nie spodobało. Pamiętajcie, że wszystko działa na zasadzie reakcji łańcuchowej. Dziś zaczniecie się z kogoś śmiać, jutro zrobicie mu krzywdę. Nie ważne czy tego chcecie czy nie, zapewne wielu z Was już się z tego śmieje, ja mam na to jednak inną odpowiedź. Tak jest i wiecie co?  Wiem to po sobie, w końcu, nikt inny nie stoczył się niżej niż ja. Jednak, bez bicia przyznam Wam się do czegoś... Nie powiedziałem Wam tego wcześniej, ponieważ uznałem że nikogo by to nie zainteresowało. O tuż, jak mówiłem HardPorno, pukanie a raczej pieprzenie to tylko część z rzeczy w które postanowiłem się pobawić. Własnie, pobawić, przecież to banalne słowo. Jakże piękne i proste. Pobawić. Idź z dziewczyną do klubu i pobaw się jej ciałem, które jest dosłownie przećpane. Z którego narkotyki wypływają w postaci piany z ust niczym wścieklizna u psa twojego sąsiada, który właśnie teraz ogląda telewizor nie świadomie że jego żona jest chora na raka. Jednak co? Przecież twoja znieczulica jest na tak wysokim poziomie że jak dzisiaj, drogi czytelniku, wracałeś do domu a przy parkingu obok twojego ulubionego sklepu leżał wycieńczony z głodu pies, to twoja reakcja ograniczyła się do wyciągnięcia telefonu i strzelenia snapa. Naprawdę, pogratuluję Ci. Więcej takich jak ty potrzeba naszemu społeczeństwu. Ale ze mnie się śmiejesz, to mnie wytykasz palcem na ulicy przed sklepem, gdy zamiatam papierki które wyrzuciłeś chwilę przed z kieszeni. To jest śmieszne, naprawdę? Czujecie tą podświadomość drodzy czytelnicy? Przeprowadźmy pewne doświadczenie, zgadzasz się? Drogi Czytelniku? Weź kartkę i długopis, mam nadzieje że w ciągu twojego całego życia znalazłeś chociaż chwilę by nauczyć się nim posługiwać. Teraz na kartce napisz imiona i nazwiska wszystkich osób, które do tej pory zakopałeś w lesie. Tak dobrze przeczytałeś, każdej osoby którą zakopałeś w lesie. Już? Hmyy, twoja kartka jest pusta? Śmieszny jesteś. Nigdy nikogo nie skrzywdziłeś? Nikogo nie zraniłeś? Skoro tak, to złóż papiery na posadę Boga łajna, które masz w głowie, albo weź się za sprzątanie. Ale dobrze, wierzę na słowo. Widocznie tylko ja mam w życiu pecha że zapędzam się w nałogi a później kończę na szpitalnej kozetce otoczony jakimiś dziwnymi postaciami. Ale wiesz co? Nadałem im imiona. Chcesz je znać? To je wymyśl, w końcu po coś to czytasz. Ale wracając. Dosyć gadania o bzdurach. To bez sensu. A chcesz znać odpowiedź na nurtujące Cię pytanie? Dlaczego piszę w pierwszej osobie? Przecież jestem tylko twoją wyobraźnią...

2/15/2016

przeczytaj to swoim rodzicom.

Nie ukryje tych prostych słów których czasami nie potrafię Ci powiedzieć. Chociaż mnie denerwujesz [ bo nie ukryje że nie ] to i tak jesteś przy mnie. Jesteś przy mnie kiedy Cię potrzebuję, gdy mam problemy zawsze umiesz mi pomóc. Fakt faktem że często nie mamy dla siebie dużo czasu by spokojnie przysiąść i porozmawiać ale wiedz że zawsze Cię Kochałem i Kochać będę bez względu na to jak nasze relacje będą wyglądać, ponieważ jak wszyscy normalni ludzie raz się kłócimy raz śmiejemy - taka natura człowieka. Wiem też że sam osobiście mocno Cię denerwuje - za co Przepraszam, jednak Bóg dał nam taką cechę z której każdy musi nauczyć się korzystać, Bóg dał nam wybaczanie a ja cieszę się że mimo trudności jakie napotykamy wciąż potrafimy sobie przebaczyć.
Wiem że rodziców się nie wybiera ale jeśli Ty i Tata, jesteście moim darem to jest to najpiękniejszy dar jaki mogłem dostać od kogo kolwiek i za co kolwiek... Dziękuję...

2/09/2016

Płonę

Płonę, czy ktoś widzi?
Płonę, by uderzyć samego siebie.
Płonę, by skończyć ten los.
Płonę i płonę. 
Płaczę. Me łzy gaszą płomień,
Z dymem odchodzą myśli. 
Płaczę, czy ktoś to widzi?
Płaczę, czy ktoś to słyszy?
Puste ulice, tak pełne od smutku.
Puste nagrobki, tak pełne od cierpienia.
Puste zakręty, czy tej drogi już nie ma?
Płonę, czy ktoś tu jest?
Płonę, dlaczego nikt mnie nie widzi?
Płonę, czy ty też?
To jest sen, którego mi brak. 
Nie mam nic....
Nie mam nic.... 

1/31/2016

Ostatnia Dzielnica - Co dalej?

Witajcie, dzisiaj troszkę poopowiadam o jakże wielkich planach na przyszłość. Mianowicie pamiętacie "Ostatnią Dzielnicę" ? Pamiętacie, to się cieszę. Co do niej, o tuż temat z nią się urwał (troszkę), ale nie bójcie się. Zapewne mamy tutaj zwolenników chcących poznać dalsze losy bohaterów. Pocieszę Was - będę kontynuował Ostatnią Dzielnicę w miarę moich możliwości. Zapytacie zapewne, po jaką cholerę tyle projektów i każdy w fazie rozwijania. O tuż odpowiedź na to pytanie jest cholernie prosta. Nie potrafię się zdecydować o czym chcę pisać więc zacząłem działać nad tematami, które mnie interesują i systematycznie je rozwijać.

Moim ogólnym planem jest sprowadzenie Ostatniej Dzielnicy i Labiryntów do jednego wspólnego toku wydarzeń. Kto stale czyta moje wypociny zauważa zbieżność osób, miejsc a także faktów w Labiryncie, powstałym do niego epizodzie i Ostatniej Dzielnicy. LS II nad którym również pracuję nawiąże w zupełności do Ostatniej Dzielnicy. Owe osiedle jest światem wymyślonym w 100% przez moją wyobraźnię a bohaterowie występujący w tym świecie wzorowani są na moich znajomych. Nie będę pisał których bo to tajemnica :) Prócz Anii z LS I, osoba która stała się dla mnie wzorem żyje, ma się dobrze jednak prosiła o nie podawanie swoich danych - chyba rozumiecie.

Ostatnio opublikowałem post z paroma "mocniejszymi" zdjęciami, o tuż to pomoc do kolejnego projektu który jest w fazie rozwijania. Nie będę Wam pisał o czym to będzie, bo tego sam nie wiem. Żart - wiem, ale i tak nie powiem - przeczytacie Sami. Poszukam w necie tylko jak to jest z tą blokadą zdjęć, jak widzieliście na screenie, część z nich może podejść pod Pornografię czy jakieś inne masochistyczne gówna, a nie chcę by szanowni Panowie z Googlowskiego wywiadu pozbawili mnie bloga. Ale spokojnie tak jak obiecałem. Opcja pliku .pdf wciąż jest aktualna także jak ktoś chce sobie pooglądać to będzie miał taką okazję. Długo myślałem nad samą ideą takowych zdjęć, po konsultacji z paroma osobami stwierdziliśmy wspólnie że będzie to dobry temat i pomoże zobrazować wydarzenia zawarte w opowiadaniu. Nie pytajcie skąd mam zdjęcia :) Zainteresowanych zapraszam na FB i tam sobie pogadamy. Tak czy siak, jak wspomniałem wcześniej. Zdjęć mam "parę", można je podzielić na słabe, średnie i mocne. Powiem krótko - słabe [pocięte ciało], mocne - [Zdjęcia scen ..... ] domyślcie się sami. Nie miejcie mnie za jakiegoś psychopatę czy coś. Wszystko na potrzeby jednego opowiadania. Jak obiecałem, chce by było "Mocne".

Jeśli czytają to osoby chętne do pomocy przy opowiadaniu to również proszę o wszelaki kontakt. Forma pomocy polegała by od konsultacji po korektę tekstu. Jeśli jest ktoś zainteresowany, śmiało pisać - dogadamy się.

Cóż, to będzie na tyle. Mam nadzieje że spodoba wam się tekst który obecnie przygotowuję. Co do osób zainteresowanych resztą opowiadań. Spokojnie, każde będzie kontynuowane. Ostatnia Dzielnica i tak musi zostać skończona skoro "5 lat później Francuz powrócił na osiedle Generała Sikorskiego, zemsta na Czarnym i jego braćmi miała być ostatnią wspólną akcją członków GNS`u"

Do zobaczenia! :) Trzymajcie się!

1/17/2016

Wkrótce

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Moja długa nieobecność spowodowana jest pracą nad 2 tekstami. Jeden z nich będzie nie opublikowany cały z powodu iż Google może zablokować za zdjęcia, które będą udostępnione w opowiadaniu. Ale spokojnie, osoby którym brak "mocnych" wrażeń dostaną Link do opowiadania, które będą mogły pobrać na komputer i przeczytać. Mam nadzieje że wszystko pójdzie zgodnie z moim planem. Wrzucam wam fotkę części zdjęć, więcej niestety nie mogę. Co do dat "premiery". Nic nie będę obiecywał, chce wypuścić pełen tekst po kompletnej korekcie bez błędów i dopisywania. Pozdrawiam Szymon.








Mój Instagram a także Facebook


Pozdrawiam! :)

10/29/2015

Epidemia

1 апреля 2000 года
[ 1 kwietnia 2000 roku ]

Dziś rano media podały komunikat o tajemniczym skażeniu terenu wokół stacji badawczej "Szewczenko" mieszczącej się w rejonie jeziora Bajkał na Syberii. Ta zbudowana w 1958 roku baza wojskowa miała początkowo wykrywać Amerykańskie rakiety podczas zimnej wojny, dopiero w 1996 roku została przebudowana w czysto naukową stację badawczą. Początkowo Rosyjskie Wojsko i Prasa podawały informację o domniemanych próbach atomowych na Alasce przeprowadzonych przez wojska USA. Rząd Amerykański zaprzeczał jednak tym informacją twierdząc że to Prowokacja Propagandowa ze strony Rosyjskiej.
"Szewczenko" nie odpowiadał jednak na żadne komunikaty z Moskwy już od kilku dni a radary nie rejestrowały żadnej aktywności na terenie stacji. Próby kontaktu były nawiązywane parokrotnie. Kreml w tej sprawie jednak milczał, a wojsko pytanie przez osoby trzecie o sytuacji na stacji udawało że nic nie wie. Wraz z moim bratem Ivanem Petrovem zastanawialiśmy się co mogło być przyczyną skażenia a co najważniejsze - jakie będą jego konsekwencje. Dużo ludzi twierdziło że to powtórka z 26 kwietnia 1986 roku kiedy to doszło do wybuchu reaktora atomowego w Czarnobylu.

2 апреля 2000 года
[ 2 kwietnia 2000 roku ]

Przy porannej kawie przeglądałem gazetę. "голос Москвы" [Głos Moskwy] była gazetą codzienną, zainteresowało mnie małe ogłoszenie na przedostatniej stronie. Pewna osoba organizowała wyjazd do stacji, która od wczoraj jest tematem numer 1 w całej Republice Rosyjskiej. Ciekawi mnie co mogło być powodem "epidemii". Jednak, skoro władze potrafiły przez ileś lat zacierać ślady po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu, to równie dobrze domniemana katastrofa która miała miejsce wczoraj, to jest 1 kwietnia 2000 roku, mogła zdarzyć się nawet rok temu albo i dalej. Są rzeczy jednak które mnie zaskakują. W ogłoszeniu podany był numer telefonu do człowieka organizującego wyjazd. Wydarłem skrawek gazety z numerem i nazwiskiem i udałem się do baru na przeciwko by wykonać telefon. W słuchawce odezwał się nieprzyjemny głos.
- Что? [Co?] - zapytał jakże ciężkim dla ucha głosem tajemniczy mężczyzna. 
- Dzwonię w sprawie ogłoszenia z gazety. - oznajmiłem, byłem lekko przestraszony mówiąc o tym. 
- Jakiego ogłoszenia? - zapytał zdziwiony a zarazem poddenerwowany mężczyzna.
- Ogłoszenie, to z Głosu Moskwy - oznajmiłem, lekko zdziwiony. Wydawało mi się jak by ktoś albo udawał że o niczym nie wie albo zapomniał o umieszczeniu takiego ogłoszenia w gazecie.
- Aaaa, towarzyszu, rozumiem że jesteście zainteresowani? 
- Tak, jestem. Ja i mój brat - Ivan, chcemy jechać. 
- Ale wiecie towarzyszu że to będzie dużo kosztować - zapytał prześmiewczym głosem.
- Tak wiemy, mamy pieniądze. Mogę dostać jakieś informacje?
- Nie, przyjdźcie towarzyszu na spotkanie - oznajmił tajemniczy mężczyzna.
- Kiedy i gdzie? - zapytałem.
- Jutro o godzinie 19 w barze Красный Октябрь [Czerwony Październik] na ulicy Armii Wyzwolenia. Podejdźcie do barmana i powiedzcie że wy do глазами [Jednookiego]
- Dobrze - nim skończyłem mówić, mój rozmówca odłożył słuchawkę. 
Po wyjściu z baru wróciłem do domu. Do wieczora myślałem o jutrzejszym spotkaniu, a teraz wybaczcie moi mili - jestem zmęczony i kładę się spać.

3 квитня 2000 года
[ 3 kwietnia 2000 roku ] 

Dziś spotkaliśmy się z tajemniczym organizatorem wyjazdu. O 19 zjawiliśmy się w Czerwonym Październiku. Na spotkaniu dziwnym trafem nie było nikogo. Prócz nas. Tak jak kazał nam tajemniczy typ uderzyliśmy do barmana.
- Witaj, szukamy Jednookiego.
- A wy po co? - zapytał oburzony barman, podnosząc głowę z pod lady.
- Mamy do niego sprawę. - odpowiedziałem z powagą.
- Hahaha! - roześmiał się barman - Jaką takie szczyle jak Wy mogą mieć sprawę do Jednookiego?
Stwierdziłem że chyba jesteśmy za młodzi. Po chwili ktoś popukał mnie po ramieniu, gdy się odwróciłem ujrzałem potężnego na 2 metry i szerokiego na długość równika gościa. W dodatku wyglądającego jak brat Mike`a Tysona tyle że z Rosyjskiej Matuli.
- Wy do mnie rozumiem? - Zapytał. Wtedy dotarło do mnie że to właśnie jest Jednooki.
- Tak... - odpowiedziałem przestraszony.
- Spokojnie Towarzyszu, mnie się bać nie musicie. Zapraszam do mnie do biura i wybaczcie za mojego przyjaciela Romana, nie lubi obcych - odpowiedział Jednooki i zaprosił nas do siebie na górę. Miał on małe biuro na piętrze w Czerwonym Października. Mogę tylko wnioskować że jest on właśnie właścicielem baru.
- Siadajcie - powiedział Jednooki i wskazał nam miejsca przy jego biurku.
- A więc, chcecie jechać na Syberię do Szewczenka tak? - Zapytał, lekko uśmiechając się pod nosem.
- Tak, tak chcemy. - odpowiedzieliśmy z Ivanem.
- A wiecie że to trudna wyprawa? Że różne rzeczy mogą na Was tam czekać. - Kontynuował Jednooki.
- Zaraz, zaraz. - spytałem, spoglądając na brata - Co to znaczy Was? To nie pojedziesz z nami? - Zapytałem bardzo zdziwionym głosem. Zastanawiałem się zadając sobie jedno pytanie w myślach. - Organizuje wyjazd a nawet nie pojedzie z nami? To jest jakieś podejrzane.







CIĄG DALSZY JUŻ WKRÓTCE  - ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA CZY KONTYNUOWAĆ TEMAT! 

Link do Epidemii